4 lutego 2009

www.emilka.org | pomóż jeśli możesz!

Ostatnio nie bloguję zbyt często*, ale chciałbym to zmienić**. Tym bardziej, że ze statystyk wynika, iż blog ma nadal odwiedzających. Odwiedziny nie trwają pewnie dłużej niż kilka sekund. Ale jak na miejsce, o którym zapomnieli autor oraz Bóg, to i tak sporo.

Już niebawem zapodam kilka informacji o planowanym na przełom czerwca i lipca wyjeździe wakacyjnym. Szukamy 2 sensownych osób na wyjazd na Islandię. Byliśmy tam w ubiegłym roku ze znakomitą ekipą i chcielibyśmy wrócić w podobnym składzie. Ale do pełnej obsady aut terenowych - które pewna miła firma udostępni nam w celach testowych - brakuje nam właśnie 2-ki inteligentnych jajcarzy. Szczegóły niebawem.

I teraz najważniejsze. Natknąłem się w sieci na informację o Emilce i jej chorobie. Historia jest porażająca nie tylko dlatego, że dziecko walczy o życie. Oprócz choroby rodzice dziecka muszą zmagać się z durnymi przepisami, bezdusznymi urzędasami i przygłupimi dziennikarzami. Domyślacie się Drodzy Czytelnicy, że splot niemożności i głupoty sprowadza się do braku pieniędzy na leczenie Emilki... Poczytajcie o tym później na stronie www.emilka.org. Specjalnie piszę później, ponieważ teraz namawiam Was na kliknięcie się do Waszego banku i przelanie równowartości jednej butelki alkoholu, który zapewne wypijecie w ten lub kolejny weekend***. To niewygórowana stawka za ratowanie życia dzieciaka, prawda?

Nie epatuję dramatem, nie chcę wycisnąć z Was łez i wyrazów oburzenia. To wszystko rozbić o kant dupy. Potrzebne są pieniądze.
Panie i Panowie! Zupełnie serio - dziecko walczy o życie a my możemy mu pomóc, wpłacając równowartość 1 butelczyny.
Numer konta i historię Emilki znajdziecie tutaj: www.emilka.org. Liczę na Wasz gest.

____________________
* eufemizm
** szczera prawda
*** w
brew obiegowej opinii kierowców piwo to też napój alkoholowy :)

20 maja 2008

Parę zdjęć z Berlina

Wycieczka odbyła się jakiś czas temu, ale dopiero teraz znalazłem chwilę aby uporządkować zdjęcia. Zapraszam na fotobloga.

16 marca 2008

Justyna Kowalczyk druga w Bormio!

Dzisiejszy bieg we włoskim Bormio miał pasjonujący przebieg. Justyna biegła po pierwsze miejsce. Dopiero na ostatnich metrach dogoniła ją Finka Virpi Kuitunen, nadrabiając wcześniejszą 24 sekundową stratę. Obie dziewczyny finiszowały prawie równocześnie - przewaga Finki wyniosła 0,3 sekundy. Justyna dała z siebie wszystko - po przekroczeniu mety po prostu padła.

Zawody w Bormio zakończyły rywalizację w tegorocznej klasyfikacji Pucharu Świata. Ostateczne wyniki są następujące:

1. Virpi Kuitunen (Finlandia)  1552 pkt
2. Astrid Jacobsen (Norwegia) 1255 pkt
3. Justyna Kowalczyk (Polska) 1096 pkt
4. Charlotte Kalla (Szwecja) 1046 pkt
5. Petra Majdic (Słowacja) 969 pkt
6. Walentyna Szewczenko (Ukraina) 957 pkt
7. Arianna Folis (Włochy) 934 pkt
8. Claudia Nystad (Niemcy) 921 pkt
9. Aino Kaisa Saarinen (Finlandia) 826 pkt
10. Evi Sachenbacher-Stehle (Niemcy) 736 pkt

Gratulacje dla Justyny :)

Pamiętajcie o niej w plebiscycie na sportowca 2008 roku!

15 marca 2008

Zima trwa nadal - można biegać!

Wredne media wmawiają Polakom, że zimy już nie ma. To oczywista nieprawda. Zima trwa nadal - dowód przedstawiam powyżej.

Dziś w Jakuszycach pogoda była świetna (śnieg+słońce). Kurtki, czapki oraz rękawiczki można było zostawić w bagażniku :)

Pogodę wykorzystali organizatorzy Biegu Retro. To impreza dla miłośników nart i strojów z przełomu XIX i XX wieku.

Na Polanie Jakuszyckiej odbyły się też zawody o pohár Libereckého kraje. Od jakiegoś czasu Czesi dominują w polskich górach jako ci bardziej aktywni sportowo. Jeśli ktoś chciałby się o tym przekonać, to proponuję policzyć Czechów i Polaków w 1-szej dziesiątce tegorocznego Biegu Piastów.

Niestety w Polsce najpopularniejszym sportem zimowym pozostaje nadal ekscytacja Małyszem, przed telewizorem, w kapciach, z puszką Tyskiego w dłoni... Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.

Należy brać przykład z Czechów, olać prognozę pogody i jechać w góry - tak jest zdrowiej :)

25 lutego 2008

Znów o rakietach śnieżnych

W ostatni weekend znów zrobiliśmy mix 'biegówki+rakiety', a doliczając piątek to nawet 'wino+biegówki+rakiety'... Na rakietach przeszliśmy z Polany Jakuszyckiej (ze śniadaniem w Gospodzie Granicznej) do schroniska "Na Hali Szrenickiej". W schronisku poznaliśmy Henryka Sytnera z radiowej Trójki, którego znawcom nart specjalnie przedstawiać nie trzeba ("Proszę państwa, na Lolobrygidzie wspaniałe warunki narciarskie"). W jedną stronę szliśmy poza szlakiem - bardzo ciekawą ścieżką - a z powrotem szlakiem zielonym z wizytą na Owczych Skałach. Było niełatwo, ale przyjemnie :) Całość to jakieś 12 km.

Oto kilka zdjęć: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.

W najbliższy weekend też tam będziemy :)

19 lutego 2008

Rakiety śnieżne

Ostatni weekend spędziliśmy bardzo fajnie. Wprawdzie nie świętowaliśmy urodzin żadnego z uroczych bobasków naszych znajomych ani nawet nie byliśmy u cioci na kawie z bezą, ale i tak zabawa była świetna.

Po sobotnich biegówkach w Jakuszycach spędziliśmy niedzielę na rakietach śnieżnych. Przeszliśmy malowniczy kawałek Grzbietu Kowarskiego - od Przełęczy Okraj do czeskiego schroniska Jelenka. Niby niedużo, ale jak na pierwszą przygodę z rakietami, to zupełnie wystarczyło.

Rakiety ułatwiają poruszanie się po śniegu. I nie ma znaczenia, czy jest zmrożony, czy sypki. Idzie się po nim, jak po stole - bez zapadania. Sprawdzenie tej oczywistej oczywistości sprawiło mi dziką radość. Do tej pory nie właziłem w górach do zaśnieżonego lasu, bo po cholerę udawać przyjemność, gdy stoi sie po pas w śniegu. Dodatkowo szlak znacznie się poszerza, bo nie ma żadnych przeszkód, by zejść ze ścieżki i wejść do lasu. A co tam szlak! Kilka razy zbiegałem (tak, w rakietach można biegać!) do przyległych młodników świerkowych i po chwili wracałem bez szwanku. Tak zupełnie szlaku nie mogłem ignorować, bo szliśmy przecież przez teren parku narodowego.

Przemieszczanie się na rakietach daje możliwość zrobienia fajnych zdjęć w zimowych sceneriach nie tkniętych ludzką nogą. Był z nami profesjonalny fotograf, który obiecał podzielić się swoimi fotkami. Niebawem postaram się wrzucić kilka z nich.

Wyjścia na rakiety w Karkonosze i Izery są organizowane przez przewodników sudeckich, a sprzęt wypożycza sklep Rakiety Śnieżne Profi. W kolejny weekend też wybieramy się w góry. Oczywiście w sobotę na biegówki a w niedzielę na rakiety.

22 stycznia 2008

Dobieranie nart biegowych

Do tej pory pisałem o rzeczach łatwych. Dziś będzie o rzeczach trudnych. Jeśli ktoś doczyta ten post do końca, to może się uważać za znawcę tematu (tzw. geek’a) ;)



Zatem do rzeczy. Na początku oddzielmy dwie sytuacje:




  • pierwsza sytuacja ma miejsce, gdy pełni przerażenia i rozterek dobieramy narty w wypożyczalni w celu pierwszego „się sprawdzenia”. Podobnie rzecz wygląda, gdy chcemy dokonać kilkugodzinnej symulacji aktywności sportowej przed znajomymi – w obu przypadkach będziemy używać nart krótkoterminowo, dlatego dobieramy je według podobnych zasad,
  • druga sytuacja ma miejsce wówczas, gdy parę razy byliśmy w górach, bieganie spodobało się nam i – co więcej – powracaliśmy do domu bez spastycznego skurczu oskrzeli. Wówczas po analizie zdolności kredytowej i przejrzeniu ofert pożyczek gotówkowych – postanawiamy kupić własne narty.


Jednorazowy wybór nart


W pierwszej sytuacji sprawa jest dość prosta. Nie wiemy czy będziemy biegać w przyszłości. Jesteśmy pełni obaw i sceptycyzmu. Być może nawet chętnie ucieklibyśmy na kawę do miasta… Niestety tak się nie da. Presja towarzyska jest tak wielka, że podchodzimy do kontuaru w wypożyczalni i uczestniczymy w takim (mniej-więcej) dialogu:


Dzień dobry. Chciałbym narty wypożyczyć… biegowe…

Dobra, dobra, zaraz, tylko tą panią obsłużę…

(po chwili)

A pan biega klasykiem, czy łyżwą?

– Proszę? Nie rozumiem, mógłby pan przybliżyć…

- W porządku, już wiem – przerywa w pół zdania – pan pierwszy raz na biegówkach?

– Taaa… właśnie chciałem, żeby ktoś mi…

O’key... – nie słuchając, odwraca się i wrzeszczy – Janek, daj te niebieskie dechy… Nie te! Tamte drugie… To nic, że nie smarowałeś. Pan się uczy…

– Buty i kije też dać?

– Tak, no jasne…

Janek, daj te różowe buty!

Nie lubimy różowego, ale co tam. Odbieramy różowe salomony (z żółtymi sznurówkami):

A nie macie państwo bardziej suchych?

Panie, suche to one były w ostatnie wtorek! He, he… - z oddali słychać śmiech pana Janka - Taki ruch tu teraz mamy. No dobra… Kije to mam tylko takie krótsze. Wie pan, jeszcze godzinę temu były też dłuższe, ale wypożyczyli. Bierze pan?


Oczywiście, że pan bierze. Dostajemy kije sięgające nieco powyżej pasa i… sprzęt „dobrany”. Płacimy należność, oddajemy dowód w depozyt i udajemy się na trasę.


Teraz bardziej serio. W cywilizowanych wypożyczalniach (np. po polskiej i czeskiej stronie Sudetów) zwykle dostaniemy sprzęt kilkuletni (choć czasem prawie nowy). W tej sytuacji najprostszą metoda wyboru nart jest metoda „na Krakowiaczka”. Długość narty powinna być równa odległości od podłogi do podstawy wyciągniętej w górę dłoni narciarza. Wyobraźmy sobie tańczącego Krakowiaczka z wyciągnięta w górę ręką i zagiętą dłonią. On właśnie wyznacza optymalną długość nart. Można też nieco inaczej: wyciągamy rękę maksymalnie do góry, mierzymy odległości od podłogi do koniuszka najdłuższego palca i odejmujemy 10 cm. Wychodzi prawie to samo.


Buty – wbrew obiegowej opinii i moim żartom – dostajemy suche i bezpieczne. Tzn. nie grozi nam grzybica ani inne dolegliwości, nawet po ich kilkukrotnym użyciu. Podkreślam – tak jest w cywilizowanych wypożyczalniach.


Zazwyczaj nie ma sensu dyskusja o innych metodach doboru narty, o twardości, wadze i umiejętnościach narciarza. Zasoby wypożyczalni są skończone i jedyna metoda na większy wybór, to… wstać i przyjechać o godzinę wcześniej. Z drugiej strony ci ludzie wiedzą, co robią – zazwyczaj można polegać na ich radzie. Ostatecznie narty, które z jakiegoś powodu nam nie odpowiadają można wymienić na inne.


Wybór nart „na zawsze”


Druga sytuacja dotyczy zapaleńców, który słusznie lub niesłusznie uznali, że posiadanie własnego sprzętu poprawi ich możliwości, poszerzy perspektywy, czy wreszcie - wzmocni ego.


Wówczas należy podejść systematycznie do problemu długości nart. W pierwszej kolejności musimy odpowiedzieć na pytanie „Jaki rodzaj (podrodzaj?) narciarstwa biegowego będziemy uprawiać?” W swojej uproszczonej – smarturowej – systematyce wyróżniam 3 rodzaje narciarstwa biegowego:

  • klasyk – oznacza bieg (w początkowej fazie szuranie) po przygotowanych trasach, w trybie „noga za nogą”, czasem w grupie innych narciarzy, czasem samotnie w leśnej głuszy,
  • łyżwa – uprawiana zwykle przez posiadaczy stalowych łydek i pośladków w trybie „prawa noga w prawo, lewa noga w lewo”, połączona z sianiem postrachu wśród turystów: „Minie mnie, czy zahaczy tym długim kijem???”
  • back country – to z kolei włóczęga pomiędzy drzewami, z totalną nonszalancją dla wyznaczonych tras. Niby szukamy gdzie by się tu wysikać, a tak naprawdę wcale nam się nie chce…

Do każdego rodzaju biegania przystosowane są inne narty i dlatego w pierwszej kolejności powinniśmy wybrać narty pod kątem ich przeznaczenia. Gdy już wiemy jaki rodzaj biegania najbardziej nam leży, zapominamy o metodzie „na Krakowiaczka”. Następnie stosujemy się do tych zasad:

  • w typowych polskich sklepach oferujących sprzęt narciarski sprzedawcy nie mają zielonego pojęcia o nartach biegowych – jeśli chcesz coś dobrać, to wiedzę musisz zdobyć gdzie indziej,
  • na dobrej giełdzie narciarskiej znajdziemy więcej sprzętu biegowego (również nowego) niż we wszystkich sklepach w okolicy razem wziętych – rozglądaj się po najbliższej okolicy,
  • w Polsce bieganie na nartach jest mniej popularne niż w innych krajach (np. w Czechach), gdzie nawet w przygranicznych miasteczkach (np. w Harrachovie) sklepy dysponują naprawdę dobrą ofertą – rozglądaj się w dalszej okolicy,
  • niestety wielu sprzedawców (zarówno na giełdzie, jak i w sklepie) najchętniej sprzedaje najdroższe modele nart, które niekoniecznie są dla nas odpowiednie – szukaj, pytaj i weryfikuj opinie sprzedawców,
  • nowoczesne narty dobiera się do techniki biegania (klasyk, łyżwa) oraz wagi i umiejętności narciarza a nie do jego wzrostu – informacji o przeznaczeniu narty szukaj na niej samej lub na stronach internetowych producenta.


Łuska czy bez łuski?


Jeśli początkujący (lub nawet średnio-zaawansowany) narciarz spotka się z powyższym pytaniem, to odpowiedź jest prosta: „Łuska”. Ale o co chodzi? Łuską nazywamy drobne zagłębienia w środkowej części ślizgu narty. Ułatwiają one poruszanie, zapobiegając niekontrolowanym zjazdom narty na podejściach. Co ważne – takiej narty nie musimy smarować „na trzymanie”. Narty z łuską łatwiej opanować, co nie oznacza, że są sprzętem dla osób o małych ambicjach. Wielu producentów posiada w ofercie bardzo dobre narty z łuską, które przez lata będą nam dobrze służyły. Narty bez łuski – póki co – pozostawiamy sportowcom i osobom posiadającym bardzo dobre umiejętności.


Szczegółowe informacje o doborze nart


W pierwszej kolejności szukaj ich na stronach producentów, np.:

Poczytaj porady dostępne w necie, np. na skionline.pl lub na skimag.pl i odwiedź najlepsze forum na biegówki.pl. Być może na Twoje pytania są już odpowiedzi. A gdy już wiesz jakie narty są dla Ciebie najlepsze czas na wybranie wiązań, butów i kijków. Ale o tym następnym razem.


18 stycznia 2008

Islandia

Krótki komunikat dla zainteresowanych: zostało ostatnie miejsce w busie, którym jedziemy na Islandię (13 VI-6 VII). To taka wyspa, na której tubylcy jedzą prince polo. Niby leży w Europie, a w praktyce bliżej Grenlandii (287 km). Jakby ktoś chciał się dołączyć, to niech wali na maila.

16 stycznia 2008

Przygotowania do pierwszego biegania (na nartach)

Decyzja o wyjeździe na biegówki zazwyczaj zapada raptownie i niespodziewanie. Jesteśmy na imprezie u znajomych, opróżniamy 3-go caberneta, ktoś pokazuje zdjęcia ze swojego wypadu w góry. Widzimy śnieg, słońce, uśmiechnięte pyski… Chwila refleksji („Ja nie potrafię?”) i… dzielnie deklarujemy chęć wyjazdu. Szybko pada odpowiedź: „O, to fajnie, że chcesz jechać! My wybieramy się za tydzień. Jedź z nami!” Klamka zapadła. W tej sytuacji zostaje tylko kilka dni na przygotowania do wyjazdu...
Jeśli nie zamierzamy łączyć go z udziałem w Biegu Piastów, to ten czas powinien wystarczyć do wstępnego przygotowania. Poniżej opisałem najważniejsze elementy przygotowań.

Narciarz


Jeśli ktoś nie uprawia żadnego sportu, to proponuję w dniach poprzedzających wyjazd zażyć trochę prostego ruchu. Najbardziej wskazane są bieganie i basen. Wiem, wiem… Pływanie i bieganie mogą być dla niektórych czytelników zabójcze – znam takich :) W tej sytuacji warto chociaż pospacerować szybkim krokiem. Dodatkowo każdego dnia powinniśmy wykonać kilka ćwiczeń rozciągających. Ich przykłady można znaleźć w necie. Chodzi o rozruszanie i rozciągnięcie naszych „zardzewiałych” członków. W ciągu kilku dni i tak nie nabędziemy życiowej formy, więc eksperymenty z programami typu „Super-Body-In-5-Days” na osiedlowej siłowni nie mają żadnego sensu. Jeśli ktoś jest ogólnie sprawny, (ponieważ amatorsko uprawia jakiś sport) to zapewne spokojnie poradzi sobie pierwszego wypadu na biegówki. Jeśli z czasem bieganie na nartach zacznie nam wchodzić w krew, to docelowo warto zaplanować trening wytrzymałościowy, ale o tym może kiedy indziej.


Sprzęt


Uwaga - nie kupujemy sprzętu przed pierwszym wyjazdem!

Po pierwsze nie ma sensu wydawanie pieniędzy gdy nie wiadomo, czy bieganie nam się spodoba. Pierwszy wyjazd warto zaplanować tam, gdzie są wypożyczalnie sprzętu.

Po drugie – właściwy dobór nart, kijów i butów może okazać się skomplikowany dla początkującego, dlatego warto przynajmniej raz zobaczyć komplet dobrany przez speca. W przeciwnym razie możemy być zmuszeni do szukania pomocy na forach: „Kupiłem na Allegro w bardzo atrakcyjnej cenie narty a na giełdzie buty. Sprzęt jest prawie nowy. Tylko, że buty nie pasują do wiązań. Co robić? Pomóżcie!

Po trzecie – korzystając z wypożyczalni mamy możliwość przetestowania różnych długości i typów nart. W ten sposób zdobywamy bezcenną wiedzę o tym, jaki sprzęt jest dla nas najlepszy. Takich informacji producenci nie drukują w katalogach. O doborze długości nart, kijów oraz rodzajach wiązań napiszę innym razem. Tymczasem zaufajmy radzie człowieka z wypożyczalni.


Odzież


Zaryzykuję stwierdzenie, że odpowiedni dobór odzieży ma dla początkującego większe znaczenie niż odpowiedni dobór długości nart. Dlaczego? Otóż odzież musi spełnić jednocześnie kilka warunków, a od ich spełnienia zależy, czy bieganie nam się spodoba, czy też będzie się kojarzyło z męczarnią:

  • Musi mieć zdolność odprowadzania wilgoci na zewnątrz. Wydatek energetyczny podczas biegania jest spory (dużo większy niż choćby w amatorskich zjazdach narciarskich). Dodatkowo zwiększa go walka z nieporadnością naszego własnego ciała, które z aktywności ruchowej zna głównie „klikanie w prawym górnym rogu”. A to inny rodzaj wysiłku. W efekcie zaczynamy się pocić. Intensywnie pocić.
  • Musi nas skutecznie izolować przed zimnem, wiatrem, śniegiem i zatrzymać ciepło blisko ciała. Jeśli biegamy w górach, gdzie zmienność pogody jest niezwykle dokuczliwa, to bywa, że od odzieży zależy czy wrócimy chorzy czy zdrowi.
  • Musi być wygodna i elastyczna. Duży rozkrok oraz regularne wyrzuty ramion nie są znane snowboardzistom ani narciarzom startującym w slalomie gigancie. Dlatego przy wyborze odzieży na bieg narciarski nie powinniśmy się kierować zasadą: „jak się na jednych nartach sprawdziło, to sprawdzi się na drugich”. Często nie sprawdzi się.


Najlepiej jeśli ubranie będzie takie jak ogry. Kto oglądał Shreka, ten wie, że „ogry mają warstwy”. Ubranie narciarza też powinno mieć warstwy:

  • Pierwsza warstwa: koszulka z materiału oddychającego (termoaktywnego), czyli przepuszczającego parę wodną (pot) do kolejnej warstwy odzieży. Koszulek spełniających to wymaganie jest sporo. Z całą pewnością nie należy do nich bawełna, która świetnie chłonie wodę i ją magazynuje. Bieganie w mokrej ścierce po zimnym wietrze nie jest ani komfortowe ani bezpieczne dla zdrowia. Bawełnę zostawiamy na inne okazje. Wybierając koszulkę trzeba pamiętać o komforcie. Musi ona być miła w dotyku i „niegryząca”.
  • Druga warstwa: bluza z długim rękawem i podwyższonym kołnierzykiem. W miarę możliwości również oddychająca. Dobrze sprawdzają się bluzy z cieńszego polaru lub innych materiałów o zbliżonych właściwościach. Jeśli ktoś jest zmarzluchem lub w prognozie usłyszał informację o nadciągających ciężkich mrozach może ubrać dwie bluzy tego typu.
  • Trzecia warstwa: kurtka o właściwościach przeciwwiatrowych, bez „misiów”, „futerek” i innych ocieplaczy. Z drugiej strony musi być na tyle przewiewna, by odprowadzić nadmiar wilgoci na zewnątrz. Jeśli nie spodziewamy się opadów śniegu z deszczem znakomicie sprawdzi się nawet klasyczna grubsza bluza z polaru. Odpadają kurtki puchowe oraz te przygotowane do narciarstwa zjazdowego. Są za grube i za mało przepuszczalne.


Na nogi zakładamy mniej – można ograniczyć się do założenia warstwy 1-szej i 3-ciej. Czyli panowie – kalesony, panie – legginsy a na to grubsze, chroniące od wiatru spodnie z materiału o bardziej zbitej strukturze. Wszystko powinno być elastyczne. Jeśli się uda, to przynajmniej 1-sza warstwa termoaktywna. Skarpetki mogą być bawełniane. Niektórzy biegają w skarpetach do nart zjazdowych. Moim zdaniem są za grube i za długie. Wystarczą zwykłe sportowe. Buty, w których się biega, zazwyczaj dobrze izolują przed zimnem, więc wkładanie grubych skarpet nie ma sensu. Trzeba jednak pamiętać o zabraniu par „na zmianę”. Początkującemu zdarza się, że niefortunnie nabierze śniegu, przemoczy skarpety a wtedy zapas jest jak znalazł.


Nie zapominamy o rękawiczkach i czapce. Rękawiczki powinny być miękkie. „Pancerne” rękawice do zjazdówek są za grube. Czapka to już bardziej kwestia gustu, ale ona również nie może być za gruba. Przy bardzo dużym wietrze sprawdzi się tzw. kominiarka.


Podsumowanie


Jestem gorącym zwolennikiem ubierania przynajmniej 1-szej warstwy z tkanin oddychających. A określenia „termoaktywna” i „oddychająca” kojarzą się z komfortem (rzadziej) i wysoką ceną (częściej). Prawda jest nieco inna. Komfort jest rzeczą subiektywną, więc jedyne co mogę poradzić to sprawdzenie jak czujemy się w konkretnym t-shircie. Cena zależy – rzecz jasna – od marki producenta. Jednak nie warto rujnować domowego budżetu. Z czystym sumieniem polecam polskie produkty, np. mój ulubiony Himal Sport. Koszulka o bardzo dobrych właściwościach kosztuje ok. 33 zł, czyli tyle ile zwykła bawełniana. Za portki trzeba zapłacić ok. 60 zł. To znacznie mniej niż za odzież tzw. znanych marek. Mając taki komplet, resztę stroju można spokojnie wygrzebać z szafy (np. kurtkę z polaru czy leginsy).


I oto jesteśmy prawie gotowi do wyjazdu. Jeszcze tylko krem, coś do picia i parę czekoladek. No i czekamy na weekend, żeby pobiegać. W kolejnym odcinku będzie o dobieraniu długości nart a może nawet kijków ;)


10 stycznia 2008

Narty biegowe po raz pierwszy

Tak się złożyło, że w tym sezonie większość weekendów spędzamy z Ewą w Jakuszycach na nartach biegowych. Zabawa jest przednia. A jak człowiek ma frajdę, to czasem podejmuje próby zaciągnięcia na wyjazd kogoś ze znajomych. Na ogół te próby kończą się niepowodzeniem, bo akurat w tym czasie znajomi planują ugotować zupę, poszukać pudełek, co je kiedyś pogubili, albo że będzie ich bolał lewy łokieć. Krótko mówiąc powiększają target marketingowców zwany couch potato ;)

Jest jednak niewielka grupa desperatów, którzy decydują się na wyjazd. W rozmowach przedwyjazdowych często twierdzą uparcie, że jeździli na nartach, że znają te klimaty, że mam się wyluzować i wszystko będzie spoko. Dopiero po wytrzeźwieniu dociera do nich ta subtelność – jedziemy na narty biegowe a nie zjazdowe. Tym samym będziemy biegać a nie zjeżdżać. Wtedy często padają trudne pytania: „To co my mamy zabrać? Czy my się w ogóle do tego nadajemy?”


I właśnie dla wszystkich, którzy zamierzają zacząć bieganie na nartach postanowiłem napisać parę wskazówek. Tak na dobry początek. Nie żebym czuł się ekspertem – co to, to nie! Robię to bardziej z lenistwa, na wypadek, gdyby ktoś z couch potato zdecydował się jednak dołączyć w kolejny weekend. Wtedy zamiast klepać na nowo maila w poradami wyślę delikwentowi link. No to do dzieła.


Co to znaczy „jeździć na biegówkach”?


Ten zwrot najczęściej budzi straszliwe skojarzenia: "Będę musiał gonić bez sensu po lesie, spocę się, po czym na końcu zderzę z drzewem, zasłabnę i zamarznę". Na szczęście zarówno ta obiegowa nazwa, jak i skojarzenia nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Początkujący narciarz biegowy ani nie pojeździ (tak jak być może robił to wcześniej na zjazdówkach) ani nie pobiega (tak jak biatlonista na ekranie Eurosportu). Ale również nie zrobi sobie krzywdy.


Narciarstwo biegowe to sport, w którym o tempie ruchu decydujemy sami. Na biegówkach można niespiesznie spacerować po przygotowanym szlaku, można pokonywać długie dystanse wśród dzikiej przyrody, ale można też wypruwać sobie żyły w biegach na zawodach. Jak kto lubi. Wystarczy znaleźć swój sposób i cieszyć się życiem.


Początki na biegówkach to "turystyczne szuranie". Na początku idzie dość powoli, ale jest przyjemne i w fajnym gronie można się nieźle bawić. Wielu poprzestaje na tym etapie, ale warto zainwestować w instruktora, który pokaże nam drogę do sportu.


Warto wiedzieć że:


  • Bieganie na nartach jest sportem mało urazowym. W najgorszym wypadku narciarzowi grozi wywrotka na śnieg. Ryzyko zderzenia z innym narciarzem jest nieporównanie mniejsze niż na nartach zjazdowych lub snowboardzie.
  • Podczas biegania na nartach pracuje wiele mięśni. Również te, których wcześniej nie podejrzewalibyśmy o przydatność w sportach zimowych. Sam pamiętam swoje zdziwienie gdy po pierwszych długich biegach pojawiły mi się zakwasy w… plecach.
  • Ten sport daje pełną możliwość bycia w środku przyrody. Celowo nie używam wytartego zwrotu „obcowanie z przyrodą”. Na biegówkach człowiek jest całkowicie zanurzony w zimowym lesie lub łące. I na dobre lub złe jest częścią tego skrawka przyrody.
  • Koszty uprawiania tego sportu są niższe niż koszty jazdy na nartach zjazdowych lub snowboardzie. Odpada zakup karnetów na wyciągi, sprzęt można kupić na giełdzie za grosze, a strój do biegania większość z nas ma w szafie (nawet jeśli o tym jeszcze nie wie).


Czy wyciąg narciarski daje szczęście?


Trzeba rozprawić się z obiegową opinią, wygłaszaną przez osoby, które wprawdzie lubią sporty zimowe, ale nigdy nie próbowały użyć nart biegowych: „E tam, to nie dla mnie. To taki nudny sport dla emeryta. Ja muszę poczuć tę prędkość, muszę zjeżdżać z góry. Nie, nie, bieganie po płaskim nie daje frajdy.” Sam bardzo lubię narty zjazdowe, czyli tzw. „normalne”. (Przez jakiś czas byłem nawet członkiem sekcji narciarskiej AZS-u UWr). Moje zdanie jest takie – bieganie na nartach daje inny rodzaj przyjemności niż zjazdy. Porównywać można wszystko (również młotek z obcęgami), ale nie zawsze ma to sens. Na narty biegowe wybieramy się, by pokonać własne słabości, poprawić kondycję, wreszcie postać w lesie i pogapić się na ośnieżone drzewa w zupełnej samotności. Wyciąg, karnet, nachylenie stoku i kask na głowie nie są do tego zupełnie potrzebne. Ostatecznie jedno nie wyklucza drugiego – po spędzeniu kilku godzin na trasach biegowych można odpocząć i wybrać się na pobliski stok (np. na nocną jazdę). A zapalonym zjazdowcom i snowboardzistom polecam wypróbowanie biegówek. Zapewniam – wielu z Was zmieni zdanie o tym sporcie i pozna lepiej własną anatomię :)


Fajnie jest biegać!


W każdą niedzielę zaczynam odliczanie do kolejnej soboty. W tą sobotę również wsiadam do auta i pędzę do Jakuszyc na całe dwa dni biegania. Tym razem z dwójką dzielnych znajomych. Został jeszcze tylko jeden dzień :)


W kolejnym odcinku napiszę, jak się przygotować do pierwszego biegania, od czego zacząć, czy i co kupować przed pierwszym wyjazdem.