10 stycznia 2008

Narty biegowe po raz pierwszy

Tak się złożyło, że w tym sezonie większość weekendów spędzamy z Ewą w Jakuszycach na nartach biegowych. Zabawa jest przednia. A jak człowiek ma frajdę, to czasem podejmuje próby zaciągnięcia na wyjazd kogoś ze znajomych. Na ogół te próby kończą się niepowodzeniem, bo akurat w tym czasie znajomi planują ugotować zupę, poszukać pudełek, co je kiedyś pogubili, albo że będzie ich bolał lewy łokieć. Krótko mówiąc powiększają target marketingowców zwany couch potato ;)

Jest jednak niewielka grupa desperatów, którzy decydują się na wyjazd. W rozmowach przedwyjazdowych często twierdzą uparcie, że jeździli na nartach, że znają te klimaty, że mam się wyluzować i wszystko będzie spoko. Dopiero po wytrzeźwieniu dociera do nich ta subtelność – jedziemy na narty biegowe a nie zjazdowe. Tym samym będziemy biegać a nie zjeżdżać. Wtedy często padają trudne pytania: „To co my mamy zabrać? Czy my się w ogóle do tego nadajemy?”


I właśnie dla wszystkich, którzy zamierzają zacząć bieganie na nartach postanowiłem napisać parę wskazówek. Tak na dobry początek. Nie żebym czuł się ekspertem – co to, to nie! Robię to bardziej z lenistwa, na wypadek, gdyby ktoś z couch potato zdecydował się jednak dołączyć w kolejny weekend. Wtedy zamiast klepać na nowo maila w poradami wyślę delikwentowi link. No to do dzieła.


Co to znaczy „jeździć na biegówkach”?


Ten zwrot najczęściej budzi straszliwe skojarzenia: "Będę musiał gonić bez sensu po lesie, spocę się, po czym na końcu zderzę z drzewem, zasłabnę i zamarznę". Na szczęście zarówno ta obiegowa nazwa, jak i skojarzenia nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Początkujący narciarz biegowy ani nie pojeździ (tak jak być może robił to wcześniej na zjazdówkach) ani nie pobiega (tak jak biatlonista na ekranie Eurosportu). Ale również nie zrobi sobie krzywdy.


Narciarstwo biegowe to sport, w którym o tempie ruchu decydujemy sami. Na biegówkach można niespiesznie spacerować po przygotowanym szlaku, można pokonywać długie dystanse wśród dzikiej przyrody, ale można też wypruwać sobie żyły w biegach na zawodach. Jak kto lubi. Wystarczy znaleźć swój sposób i cieszyć się życiem.


Początki na biegówkach to "turystyczne szuranie". Na początku idzie dość powoli, ale jest przyjemne i w fajnym gronie można się nieźle bawić. Wielu poprzestaje na tym etapie, ale warto zainwestować w instruktora, który pokaże nam drogę do sportu.


Warto wiedzieć że:


  • Bieganie na nartach jest sportem mało urazowym. W najgorszym wypadku narciarzowi grozi wywrotka na śnieg. Ryzyko zderzenia z innym narciarzem jest nieporównanie mniejsze niż na nartach zjazdowych lub snowboardzie.
  • Podczas biegania na nartach pracuje wiele mięśni. Również te, których wcześniej nie podejrzewalibyśmy o przydatność w sportach zimowych. Sam pamiętam swoje zdziwienie gdy po pierwszych długich biegach pojawiły mi się zakwasy w… plecach.
  • Ten sport daje pełną możliwość bycia w środku przyrody. Celowo nie używam wytartego zwrotu „obcowanie z przyrodą”. Na biegówkach człowiek jest całkowicie zanurzony w zimowym lesie lub łące. I na dobre lub złe jest częścią tego skrawka przyrody.
  • Koszty uprawiania tego sportu są niższe niż koszty jazdy na nartach zjazdowych lub snowboardzie. Odpada zakup karnetów na wyciągi, sprzęt można kupić na giełdzie za grosze, a strój do biegania większość z nas ma w szafie (nawet jeśli o tym jeszcze nie wie).


Czy wyciąg narciarski daje szczęście?


Trzeba rozprawić się z obiegową opinią, wygłaszaną przez osoby, które wprawdzie lubią sporty zimowe, ale nigdy nie próbowały użyć nart biegowych: „E tam, to nie dla mnie. To taki nudny sport dla emeryta. Ja muszę poczuć tę prędkość, muszę zjeżdżać z góry. Nie, nie, bieganie po płaskim nie daje frajdy.” Sam bardzo lubię narty zjazdowe, czyli tzw. „normalne”. (Przez jakiś czas byłem nawet członkiem sekcji narciarskiej AZS-u UWr). Moje zdanie jest takie – bieganie na nartach daje inny rodzaj przyjemności niż zjazdy. Porównywać można wszystko (również młotek z obcęgami), ale nie zawsze ma to sens. Na narty biegowe wybieramy się, by pokonać własne słabości, poprawić kondycję, wreszcie postać w lesie i pogapić się na ośnieżone drzewa w zupełnej samotności. Wyciąg, karnet, nachylenie stoku i kask na głowie nie są do tego zupełnie potrzebne. Ostatecznie jedno nie wyklucza drugiego – po spędzeniu kilku godzin na trasach biegowych można odpocząć i wybrać się na pobliski stok (np. na nocną jazdę). A zapalonym zjazdowcom i snowboardzistom polecam wypróbowanie biegówek. Zapewniam – wielu z Was zmieni zdanie o tym sporcie i pozna lepiej własną anatomię :)


Fajnie jest biegać!


W każdą niedzielę zaczynam odliczanie do kolejnej soboty. W tą sobotę również wsiadam do auta i pędzę do Jakuszyc na całe dwa dni biegania. Tym razem z dwójką dzielnych znajomych. Został jeszcze tylko jeden dzień :)


W kolejnym odcinku napiszę, jak się przygotować do pierwszego biegania, od czego zacząć, czy i co kupować przed pierwszym wyjazdem.


22 x skomentowano. Wpisz swój komentarz!:

Anonimowy pisze...

...całkowicie nie zgadzam się z tym artykułem, a przynajmniej z jego większością -o ile "narty biegowe" to faktycznie sport ogólnorozwojowy, o tyle można sobie zrobić krzywdę i to całkiem poważną. Wbrew temu co autor napisał im bardziej początkujący tym gorzej, osobiście marnie się czuję na biegówkach i może dla tego takie odczucia, ale mam znajoma która biegnąc w Jakuszycach tzw, Spacerówką wymijając jakiś maruderów skrzyżowała narty -trach -karetka, szpital, śruby, kule, rehabilitacja i dożywotni zakaz biegania :/, 2 na malutkiej górce (ale oblodzonej) upadła do tyłu -wszcząs mózgu :/, a Wyobraź sobie sytuację: pod górę biegną: gość jedną stroną "drogi", a pies na syczy drugą, na zakręcie pod górkę, a zgóry jedziesz Ty- jak dobrze jeździsz to może się wybronisz, gorzej jeżeli nie....

smartur pisze...

Nie bardzo rozumiem dlaczego "nie zgadzasz się z większością artykułu", bo piszesz tylko o ryzyku uszkodzenia ciała. Dlatego ja też odniosę się do tego ryzyka.

Napisałem "bieganie na nartach jest sportem MAŁO urazowym". Nie twierdzę, że nie ma w nim żadnego ryzyka. Jeśli jednak porównasz kilka czynników ryzyka (np. średnią prędkość, ilość narciarzy na trasie/stoku, konstrukcję wiązań) to bieganie okazuje się dużo bezpieczniejsze niż zjazdy. Nikt nie zaleca biegaczom używania kasków ochronnych, a zjazdowcom i snowbordzistom - owszem.

Ryzyko urazu w czasie biegania można minimalizować. Ważny jest odpowiedni dobór sprzętu ale przede wszystkim trening. Jeśli ktoś wybiera się na bieganie incydentalnie i jest ogólnie mało rozruszany, to oczywiście gorzej będzie sobie radził w trudnych sytuacjach. Jeśli się nie chce zrobić sobie krzywdy, to powinno się wcześniej po prostu poruszać i zainwestować w instruktora.

Pewien pan chciał pogłaskać swojego kotka. W tym celu usiłować go zdjąć z szafy. Nie udało mu się, bo spadł z fotela i złamał nogę w okolicy stawu biodrowego. (Pan, nie kotek.) Podczas skomplikowanej operacji wkręcono mu parę śrub, dzięki którym staw jako tako funkcjonuje. Czy z tego nieszczęśliwego przypadku można wyciągnąć wniosek, że głaskanie kotów jest niebezpieczne i urazowe???

Anonimowy pisze...

Zgadzam się w pełni autorem, który podał w wątpliwość tezę autora, że narciarstwo biegowe jest bezpieczne. Otóż nie jest! Przewróciłem się na oblodzonym, przygotowanym szlaku w austriackim Ramsau, uszkodziłem więzadła kolana i leczyłem się oraz rehabilitowałem przez 2 miesiące. Zabiegi kosztowały więcej niż dziesięciodniowy pobyt w Austrii!

Anonimowy pisze...

jak masz pecha to skrecisz sobie reke w lokciu odrywajac papier toaletowy.

Anonimowy pisze...

a ja dolacze sie do opowiesci o kotku. Zimowa pora spacerujac po lesie zagapilam sie na bazanta, potknelam i zgruchotalam kolano. Kazda aktywnosc fizyczna niesie z soba ryzyko kontuzji, najbezpieczniejszy jestes w fotelu. Chodzi o to, ze narciarstwo biegowe nie obciaza stawow, ze wzgledu na ruch slizgowy nie powoduje zagrozen dla kolan, nie nadwyreza jednej miesni ani nie rozciaga ich w sposob grozacy kontuzja- wysilek jest rozlozony rownomiernie uda-posladki-grzbiet-ramiona-abs-lydki.
Mozna uprawiac je latami bardzo intensywnie i nie cierpiec z powodu skutkow ubocznych (zwyrodnienia stawow itp).
Do tego: Ile razy wywrociliscie sie na nartach zjazdowych?
A ile razy na biegowych?
Ile razy na stoku ktos zajechal wam droge? A ile razy wpadliscie na kogos na biegowkach?
Nawet ze wzgledu na roznice w popularnosci i wymogi terenowe tych sportow latwo sie domyslic, ze prawdopodobienstwo bycia przejechanym przez lub sturlania sie ze szczytu pagora na dol lamiac przy okazji rece nogi i zeby jest wieksze przy narciarstwie zjazdowym.
Zetknelam sie ze smiertelnymi wypadkami wsrod zjazdowcow, nie trafilam na ani jeden u biegaczy.

Anonimowy pisze...

Artykuł b dobry, popieram autora jest spoko:)
A komentujący godni pożałowania.
Ruch 2x do roku bez żadnego przygotowania. Ale niech tam jak, już sa niedzielnymi sportowcami to zamiast wybrać płaską trasę biegową to się chalendzuja, "co ja nie dam rady"?
I jest wstrząśnienie mózgu, śruby itp.

Anonimowy pisze...

Przeglądam w sieci wszystko co jest związane z "biegówkami po raz pierwszy" i tym sposobem trafiłem tu gdzie trafiłem. Materiał, który przeczytałem na tym blogu (to co napisał autor) to pierwsze wskazówki: co to są biegówki, jak się do nich zabrać, po co to robić, jak je traktować i jak o nich mówić. Nigdy wcześniej nie miałem zamiaru "próbować" biegówek, zawsze miałem o nich zdanie podobne do większości, rzecz jasna tej nie jeżdżącej na biegówkach większości. Nuda. Oczywiście nie jestem jeszcze w stanie wyrazić jakiejkolwiek opini popartej doświadczeniem, ale już wiem, że nadchodzący sezon będzie mijał dla mnie pod ich znakiem. Wybór tego sposobu zimowej aktywności nie jest zupełnie przypadkowy, nie jest też wypływem osiągnięć Justyny Kowalczyk.
Do zeszłego sezonu myślałem, że jestem niezniszczalny i na tyle doświadczony, iż nic poważnego nie może mi się stać na stoku. Chyba poczułem się zbyt pewnie, a jak wiadomo rytyna nie jest najlepszym doradcą. Spędzałem na stoku od 30 - 50 dni w sezonie od 15 lat, sami oceńcie, czy to dużo, czy mało. Prócz jazdy dla zabawy, przyjemności, oczywiście prędkości, uczyłem jeździć znajomych i ich pociechy, ale również startowałem w konkurancjach technicznych i szybkościowych dla tak zwanych w środowisku "nie spełnionych zawodowców". Wszytko to jest już dla mnie miłym wspomnieniem, mam nadzieję, że jeszcze za sezon lub dwa stanę na stoku, by pozsuwać się w dół na zjazdówkach bądź slalomówkach (mało agresywnie). Kolejna kontuzja jakiej doznałem pozwala mi twierdzić, że ta zabawa może się naprawdę źle skończyć i to bez większej winy poszkodowanego. Zerwane wiązadło piszczelowe boczne, poszarpane krzyżowe przednie i tylne, porwana torebka stawowa, pęknięte obie łękotki i zerwane troki rzepki, a w następstwie trzy operacje i rok rehabilitacji zmuszają do refleksji. I w tym miejscu chcę zwrócić uawgę, iż wszystko miało miejsce podczas zawodów we włoskim Livigno na oznaczonej i zabezpieczonej trasie! - jakimś cudem pojawił się 6-latek na nartkach. Gdy opadł śnieg, łepek nie bardzo wiedział co się stało, a ja mogłem lewą nogę zginać jeszcze w bok. Po tym jak nauczyłem się od nowa chodzić, zacząłem jeździć na rowerze, a teraz marzy mi się jakaś narta w zimie i właśnie tym sposobem trafiłem na biegówki. Wierzę, że wrócę tu by napisać o moich pozytywnych doświadczeniach z tym sposobem rekreacji i będę wówczas mógł podziękować autorowi tego bloga za to, że właśnie na niego trafiłem.
Pozdrawiam,
R.

Anonimowy pisze...

Przeglądam w sieci wszystko co jest związane z "biegówkami po raz pierwszy" i tym sposobem trafiłem tu gdzie trafiłem. Materiał, który przeczytałem na tym blogu (to co napisał autor) to pierwsze wskazówki: co to są biegówki, jak się do nich zabrać, po co to robić, jak je traktować i jak o nich mówić. Nigdy wcześniej nie miałem zamiaru "próbować" biegówek, zawsze miałem o nich zdanie podobne do większości, rzecz jasna tej nie jeżdżącej na biegówkach większości. Nuda. Oczywiście nie jestem jeszcze w stanie wyrazić jakiejkolwiek opini popartej doświadczeniem, ale już wiem, że nadchodzący sezon będzie mijał dla mnie pod ich znakiem. Wybór tego sposobu zimowej aktywności nie jest zupełnie przypadkowy, nie jest też wypływem osiągnięć Justyny Kowalczyk.
Do zeszłego sezonu myślałem, że jestem niezniszczalny i na tyle doświadczony, iż nic poważnego nie może mi się stać na stoku. Chyba poczułem się zbyt pewnie, a jak wiadomo rytyna nie jest najlepszym doradcą. Spędzałem na stoku od 30 - 50 dni w sezonie od 15 lat, sami oceńcie, czy to dużo, czy mało. Prócz jazdy dla zabawy, przyjemności, oczywiście prędkości, uczyłem jeździć znajomych i ich pociechy, ale również startowałem w konkurancjach technicznych i szybkościowych dla tak zwanych w środowisku "nie spełnionych zawodowców". Wszytko to jest już dla mnie miłym wspomnieniem, mam nadzieję, że jeszcze za sezon lub dwa stanę na stoku, by pozsuwać się w dół na zjazdówkach bądź slalomówkach (mało agresywnie). Kolejna kontuzja jakiej doznałem pozwala mi twierdzić, że ta zabawa może się naprawdę źle skończyć i to bez większej winy poszkodowanego. Zerwane wiązadło piszczelowe boczne, poszarpane krzyżowe przednie i tylne, porwana torebka stawowa, pęknięte obie łękotki i zerwane troki rzepki, a w następstwie trzy operacje i rok rehabilitacji zmuszają do refleksji. I w tym miejscu chcę zwrócić uawgę, iż wszystko miało miejsce podczas zawodów we włoskim Livigno na oznaczonej i zabezpieczonej trasie! - jakimś cudem pojawił się 6-latek na nartkach. Gdy opadł śnieg, łepek nie bardzo wiedział co się stało, a ja mogłem lewą nogę zginać jeszcze w bok. Po tym jak nauczyłem się od nowa chodzić, zacząłem jeździć na rowerze, a teraz marzy mi się jakaś narta w zimie i właśnie tym sposobem trafiłem na biegówki. Wierzę, że wrócę tu by napisać o moich pozytywnych doświadczeniach z tym sposobem rekreacji i będę wówczas mógł podziękować autorowi tego bloga za to, że właśnie na niego trafiłem.
Pozdrawiam,
R.

Anonimowy pisze...

Przeglądam w sieci wszystko co jest związane z "biegówkami po raz pierwszy" i tym sposobem trafiłem tu gdzie trafiłem. Materiał, który przeczytałem na tym blogu (to co napisał autor) to pierwsze wskazówki: co to są biegówki, jak się do nich zabrać, po co to robić, jak je traktować i jak o nich mówić. Nigdy wcześniej nie miałem zamiaru "próbować" biegówek, zawsze miałem o nich zdanie podobne do większości, rzecz jasna tej nie jeżdżącej na biegówkach większości. Nuda. Oczywiście nie jestem jeszcze w stanie wyrazić jakiejkolwiek opini popartej doświadczeniem, ale już wiem, że nadchodzący sezon będzie mijał dla mnie pod ich znakiem. Wybór tego sposobu zimowej aktywności nie jest zupełnie przypadkowy, nie jest też wypływem osiągnięć Justyny Kowalczyk.
Do zeszłego sezonu myślałem, że jestem niezniszczalny i na tyle doświadczony, iż nic poważnego nie może mi się stać na stoku. Chyba poczułem się zbyt pewnie, a jak wiadomo rytyna nie jest najlepszym doradcą. Spędzałem na stoku od 30 - 50 dni w sezonie od 15 lat, sami oceńcie, czy to dużo, czy mało. Prócz jazdy dla zabawy, przyjemności, oczywiście prędkości, uczyłem jeździć znajomych i ich pociechy, ale również startowałem w konkurancjach technicznych i szybkościowych dla tak zwanych w środowisku "nie spełnionych zawodowców". Wszytko to jest już dla mnie miłym wspomnieniem, mam nadzieję, że jeszcze za sezon lub dwa stanę na stoku, by pozsuwać się w dół na zjazdówkach bądź slalomówkach (mało agresywnie). Kolejna kontuzja jakiej doznałem pozwala mi twierdzić, że ta zabawa może się naprawdę źle skończyć i to bez większej winy poszkodowanego. Zerwane wiązadło piszczelowe boczne, poszarpane krzyżowe przednie i tylne, porwana torebka stawowa, pęknięte obie łękotki i zerwane troki rzepki, a w następstwie trzy operacje i rok rehabilitacji zmuszają do refleksji. I w tym miejscu chcę zwrócić uawgę, iż wszystko miało miejsce podczas zawodów we włoskim Livigno na oznaczonej i zabezpieczonej trasie! - jakimś cudem pojawił się 6-latek na nartkach. Gdy opadł śnieg, łepek nie bardzo wiedział co się stało, a ja mogłem lewą nogę zginać jeszcze w bok. Po tym jak nauczyłem się od nowa chodzić, zacząłem jeździć na rowerze, a teraz marzy mi się jakaś narta w zimie i właśnie tym sposobem trafiłem na biegówki. Wierzę, że wrócę tu by napisać o moich pozytywnych doświadczeniach z tym sposobem rekreacji i będę wówczas mógł podziękować autorowi tego bloga za to, że właśnie na niego trafiłem.
Pozdrawiam,
R.

Anonimowy pisze...

Przeglądam w sieci wszystko co jest związane z "biegówkami po raz pierwszy" i tym sposobem trafiłem tu gdzie trafiłem. Materiał, który przeczytałem na tym blogu (to co napisał autor) to pierwsze wskazówki: co to są biegówki, jak się do nich zabrać, po co to robić, jak je traktować i jak o nich mówić. Nigdy wcześniej nie miałem zamiaru "próbować" biegówek, zawsze miałem o nich zdanie podobne do większości, rzecz jasna tej nie jeżdżącej na biegówkach większości. Nuda. Oczywiście nie jestem jeszcze w stanie wyrazić jakiejkolwiek opini popartej doświadczeniem, ale już wiem, że nadchodzący sezon będzie mijał dla mnie pod ich znakiem. Wybór tego sposobu zimowej aktywności nie jest zupełnie przypadkowy, nie jest też wypływem osiągnięć Justyny Kowalczyk.
Do zeszłego sezonu myślałem, że jestem niezniszczalny i na tyle doświadczony, iż nic poważnego nie może mi się stać na stoku. Chyba poczułem się zbyt pewnie, a jak wiadomo rytyna nie jest najlepszym doradcą. Spędzałem na stoku od 30 - 50 dni w sezonie od 15 lat, sami oceńcie, czy to dużo, czy mało. Prócz jazdy dla zabawy, przyjemności, oczywiście prędkości, uczyłem jeździć znajomych i ich pociechy, ale również startowałem w konkurancjach technicznych i szybkościowych dla tak zwanych w środowisku "nie spełnionych zawodowców". Wszytko to jest już dla mnie miłym wspomnieniem, mam nadzieję, że jeszcze za sezon lub dwa stanę na stoku, by pozsuwać się w dół na zjazdówkach bądź slalomówkach (mało agresywnie). Kolejna kontuzja jakiej doznałem pozwala mi twierdzić, że ta zabawa może się naprawdę źle skończyć i to bez większej winy poszkodowanego. Zerwane wiązadło piszczelowe boczne, poszarpane krzyżowe przednie i tylne, porwana torebka stawowa, pęknięte obie łękotki i zerwane troki rzepki, a w następstwie trzy operacje i rok rehabilitacji zmuszają do refleksji. I w tym miejscu chcę zwrócić uawgę, iż wszystko miało miejsce podczas zawodów we włoskim Livigno na oznaczonej i zabezpieczonej trasie! - jakimś cudem pojawił się 6-latek na nartkach. Gdy opadł śnieg, łepek nie bardzo wiedział co się stało, a ja mogłem lewą nogę zginać jeszcze w bok. Po tym jak nauczyłem się od nowa chodzić, zacząłem jeździć na rowerze, a teraz marzy mi się jakaś narta w zimie i właśnie tym sposobem trafiłem na biegówki. Wierzę, że wrócę tu by napisać o moich pozytywnych doświadczeniach z tym sposobem rekreacji i będę wówczas mógł podziękować autorowi tego bloga za to, że właśnie na niego trafiłem.
Pozdrawiam,
R.

Anonimowy pisze...

Przeglądam w sieci wszystko co jest związane z "biegówkami po raz pierwszy" i tym sposobem trafiłem tu gdzie trafiłem. Materiał, który przeczytałem na tym blogu (to co napisał autor) to pierwsze wskazówki: co to są biegówki, jak się do nich zabrać, po co to robić, jak je traktować i jak o nich mówić. Nigdy wcześniej nie miałem zamiaru "próbować" biegówek, zawsze miałem o nich zdanie podobne do większości, rzecz jasna tej nie jeżdżącej na biegówkach większości. Nuda. Oczywiście nie jestem jeszcze w stanie wyrazić jakiejkolwiek opini popartej doświadczeniem, ale już wiem, że nadchodzący sezon będzie mijał dla mnie pod ich znakiem. Wybór tego sposobu zimowej aktywności nie jest zupełnie przypadkowy, nie jest też wypływem osiągnięć Justyny Kowalczyk.
Do zeszłego sezonu myślałem, że jestem niezniszczalny i na tyle doświadczony, iż nic poważnego nie może mi się stać na stoku. Chyba poczułem się zbyt pewnie, a jak wiadomo rytyna nie jest najlepszym doradcą. Spędzałem na stoku od 30 - 50 dni w sezonie od 15 lat, sami oceńcie, czy to dużo, czy mało. Prócz jazdy dla zabawy, przyjemności, oczywiście prędkości, uczyłem jeździć znajomych i ich pociechy, ale również startowałem w konkurancjach technicznych i szybkościowych dla tak zwanych w środowisku "nie spełnionych zawodowców". Wszytko to jest już dla mnie miłym wspomnieniem, mam nadzieję, że jeszcze za sezon lub dwa stanę na stoku, by pozsuwać się w dół na zjazdówkach bądź slalomówkach (mało agresywnie). Kolejna kontuzja jakiej doznałem pozwala mi twierdzić, że ta zabawa może się naprawdę źle skończyć i to bez większej winy poszkodowanego. Zerwane wiązadło piszczelowe boczne, poszarpane krzyżowe przednie i tylne, porwana torebka stawowa, pęknięte obie łękotki i zerwane troki rzepki, a w następstwie trzy operacje i rok rehabilitacji zmuszają do refleksji. I w tym miejscu chcę zwrócić uawgę, iż wszystko miało miejsce podczas zawodów we włoskim Livigno na oznaczonej i zabezpieczonej trasie! - jakimś cudem pojawił się 6-latek na nartkach. Gdy opadł śnieg, łepek nie bardzo wiedział co się stało, a ja mogłem lewą nogę zginać jeszcze w bok. Po tym jak nauczyłem się od nowa chodzić, zacząłem jeździć na rowerze, a teraz marzy mi się jakaś narta w zimie i właśnie tym sposobem trafiłem na biegówki. Wierzę, że wrócę tu by napisać o moich pozytywnych doświadczeniach z tym sposobem rekreacji i będę wówczas mógł podziękować autorowi tego bloga za to, że właśnie na niego trafiłem.
Pozdrawiam,
R.

Anonimowy pisze...

no ja nie mogę już się doczekać śniegu w Jakuszycach; codziennie sprawdzam kamerę :-) Sprzęt też kupiony (do odbioru 4 grudnia, mam nadzieję, że będzie śnieg) po zafascynowaniu w sezonie 2009/2010. Zjazdowe odstawiam kompletnie (a jak komuś brakuje zjazdów, to nie ma nic lepszego niż zjazd z tzw. samolotu po uprzednim samodzielnym wbiegnięciu na rzeczony "samolot")

Anonimowy pisze...

Witam wszystkich.
Czy ktoś mógłby mi doradzic jakiś dobry sklep ze sprzętem do biegania, najlepiej w necie.
Może też kilka wskazówek na co powinno się zwrócic szczególną uwagę przy wyborze.W tym roku mam zamiar zacząc się bawic nartami biegowymi. Jeżeli chodzi o ryzyko to gdzie go nie ma.Na stokach zjazdowych coraz więcej hamstwa i alkoholu. Ci którzy jeżdżą w polsce wiedzą o czym mówię.Pozdrawiam wszystkich

snowdej pisze...

Czekam właśnie na nadchodzącą zimę i chyba spróbuję swoich sił na biegówkach:)

Anonimowy pisze...

a czy na biegówkach można jeżdzić w okularach? PILNE

Anonimowy pisze...

A czy można na biegówkach jeżdzić w okularach? pilne

Anonimowy pisze...

A czy można na biegówkach jeżdzić w okularach? pilne

Anonimowy pisze...

A czy można na biegówkach jeżdzić w okularach? pilne

biegówki dla każdego pisze...

Mądre słowa, wielu ludzi jak zwykle myśli, że jeśli coś widziało w telewizji to to potrafią. Sami niejednokrotnie nie są świadomi tego jak bardzo się mylą. Bardzo fajny blog.

narty biegowe pisze...

Bardzo mądry artykuł. Ja kocham narty biegowe właśnie przez obcowanie z przyrodą. Mogę się wtedy naprawdę zrelaksować.

narty Włochy pisze...

Narty biegowe są super! Polecam do tego Włochy

hanka pisze...

Narty biegowe nie są tak problematyczne jak się wydaje. Przeczytajcie jak zacząć https://lepszytrener.pl/blog-trenera/narciarstwo-biegowe-gdzie-i-jak-trenowac